Zakup pojazdu metodą „na Niemca” – wszystko, co powinieneś wiedzieć!
Jak wygląda prawidłowy i legalny zakup pojazdu sprowadzonego z Niemiec?
Jakie dokumenty powinniśmy otrzymać?
Na czym polega ten proceder? Jakie niesie za sobą konsekwencje?
Co zyskuje handlarz, a co potencjalny kupujący?
Jak się przed tym zabezpieczyć?
Jak wygląda legalna procedura zakupu pojazdu używanego zza granicy? Jakie dokumenty powinniśmy otrzymać?
Rozpoczynam od wizyty w autokomisie, salonie sprzedaży samochodów używanych czy do potencjalnego „handlarza”, czyli osoby która zawodowo zajmuje się sprzedażą samochodów używanych.
Wybieramy pojazd którym jesteśmy oczarowani i zgłaszamy chęć jego zakupu.
Sprzedawca powinien mieć przygotowany kompletny zestaw dokumentów niezbędnych do rejestracji: potwierdzenie zapłaty akcyzy, tłumaczenia dokumentów zza granicy (dowód rejestracyjny oraz, w niektórych przypadkach, odprawa celna), przegląd techniczny oraz oświadczenia o braku tablic i dacie przywiezienia samochodu.
Następnie udajemy się do Wydziału Komunikacji, aby zarejestrować pojazd.
Za wszelkie sprawy związane z dokumentacją pojazdu odpowiada sprzedawca, który w myśl przepisów wprowadza samochód na rynek polski.
Jak wygląda ten proceder?
Proceder jest bardzo prosty.
Nieuczciwy „handlarz” kupuje za granicą samochód, podając siebie jako kupującego w umowie. Pojazd przyjeżdża do Polski, a sprzedawca nie rejestruje go w wydziale komunikacji ani nie wprowadza na stan firmy.
Chce na nim jak najwięcej zarobić – nie płaci opłat importowych (BDO, recykling) ani podatków (dochodowych, VAT od marży). Ostatecznie nie chce brać odpowiedzialności za transakcję.
Proponuje potencjalnemu kupującemu przesłanie umowy kupna-sprzedaży z Niemiec lub wręcz, bezczelnie, wypisanie umowy in blanco (najczęściej dwujęzycznej) pomiędzy nami a przysłowiowym „Niemcem”.
Dzięki temu to my, z punktu widzenia prawa, stajemy się wprowadzającymi pojazd na rynek polski i ponosimy za niego odpowiedzialność.
Jakie niesie to za sobą konsekwencje?
Bardzo poważne.
Po pierwsze, uczestniczymy w procesie oszustwa. Ktoś, lub my sami, podrabiamy podpis sprzedawcy, co narusza art. 270 § Kodeksu Karnego. Za takie działanie grozi nawet do 5 lat pozbawienia wolności.
Po drugie, tracimy rękojmię na pojazd. Jeśli kupujesz towar jako osoba prywatna, przysługuje Ci według polskiego prawa 2-letnia rękojmia. W przypadku wykrycia wady musisz zgłosić ją sprzedawcy – w tym przypadku Niemcowi.
Po trzecie, możesz stracić możliwość wypłaty odszkodowania w przypadku kradzieży lub zniszczenia pojazdu. Firmy ubezpieczeniowe mogą sprawdzić poprzednie umowy zakupu pojazdu oraz jego wcześniejszych właścicieli. Miałem przypadki, w których towarzystwa ubezpieczeniowe weryfikowały podpisy na umowach. W takim przypadku podpisujesz jako niemiecki handlarz lub Ty sam.
Po czwarte, idąc do urzędu, nigdy nie masz pewności, że zarejestrujesz pojazd. Wydziały komunikacji często sprawdzają dokumenty sprzedawcy podczas wydania pozwolenia czasowego.
Po piąte, przytoczę bardzo drastyczny przykład mojego klienta.
Pan Adam chciał zakupić pojazd w przygranicznym Gubinie. Pojechał na miejsce, samochód mu się spodobał, sprawdził go na SKP i przeszedł do formalności.
Sprzedawca przekazał Panu Adamowi dwie części briefu oraz umowę kupna-sprzedaży, tzw. Kaufvertrag.
Auto zakupiono, a następnego dnia zarejestrowano.
W ciągu 21 dni, jakie urząd miał na wydanie prawomocnej decyzji, przyszła informacja z Niemiec, że pojazd został zgłoszony jako skradziony przez córkę zmarłego właściciela.
Jak to możliwe?
Niemiec, który widniał w dowodzie rejestracyjnym, zmarł, a miał dwie córki. Jedna z nich sprzedała pojazd bez poinformowania drugiej.
Najgorsze jest to, że Pan Adam nie miał żadnego potwierdzenia zakupu w Gubinie. Spotkał się z sprzedawcą na stacji paliw (bez kamer), zapłacił gotówką, a telefon sprzedawcy był zarejestrowany na osobę, która dawno temu zmarła w hospicjum.
Pan Adam został oskarżony o paserstwo i musiał zwrócić pojazd, nie odzyskując pieniędzy. Sprawa jest w toku.
Po szóste, w przypadku nowszych pojazdów nigdy nie mamy pewności, czy auto nie było zaangażowane w inne nielegalne działania – tzw. wałek na VAT. O tym jednak w innym artykule.
Co zyskuje sprzedawca, a co potencjalny kupujący pojazd?
Sprzedawca ma same korzyści. Jak wspomniałem wcześniej, nie płaci żadnych podatków, nie udziela rękojmi na pojazd i nie ponosi odpowiedzialności za żadne problemy. Jego dane praktycznie nie figurują w dokumentach.
A co zyskuje kupujący? Być może tańszy pojazd, ponieważ często sprzedawcy stosują metodę „na Niemca”, co pozwala na zakup auta nieco taniej. Spotykam się z „rabatami” sięgającymi nawet kilkunastu tysięcy złotych.
Jak się przed tym zabezpieczyć?
Sprawa jest prosta. Nie zgadzajmy się na zakup tzw. „na Niemca”, nawet jeśli miałoby to kosztować kilka tysięcy złotych mniej. Jeśli interesuje nas samochód, sprzedawca ma obowiązek przekazać nam pełen komplet dokumentów: fakturę zakupu między autohandlem a nami, briefy z tłumaczeniami (niektóre wydziały nadal ich wymagają), potwierdzenie zapłaty akcyzy oraz oświadczenie o dacie wprowadzenia pojazdu lub braku tablic.
Często sprzedawcy w opisach ogłoszeń podają „cena + opłaty” lub „cena + opłaty importowe”. Taki zapis może sugerować, że będziemy mieli do czynienia z zakupem na Niemca.
Proceder ten dotyczy nie tylko pojazdów z Niemiec. Przyjęło się, że zakup na umowy „in blanco” to tzw. umowa na Niemca — taki proceder może występować z każdego zakątka świata.
Podsumowanie
Mam nadzieję, że już wiesz, na czym polega zakup pojazdu metodą „na Niemca” i będziesz się tego wystrzegał.
Pamiętaj, że samochód to inwestycja twoich pieniędzy. Nie ma łatwych okazji!
Zapraszamy również do pozostałych artykułów z cyklu Jak sprawdzić auto przed zakupem: